literature

Bedzie fajnie!

Deviation Actions

eunrii's avatar
By
Published:
850 Views

Literature Text

-Max, ja chyba nie mogę.
-Nie gadaj, chodź.
-Ale-
-No dalej, siadaj! - Max energicznie poklepał miejsce obok siebie. Lee spojrzał na nie z wyraźnym przerażeniem. - Przecież cię nie zjem, będzie fajnie.
-Boję się właśnie, że nie będzie - chłopak niechętnie opadł na materac swojego łóżka. Zaciskając wargi skrzyżował nogi w tureckim siadzie, by po chwili odwrócić się twarzą do przyjaciela. - Mogłem ci nie mówić, że jeszcze nigdy... ten tego.
-Ale byłeś naiwnym debilem, powiedziałeś mi i teraz nie dam ci spokoju! - Max był podekscytowany, a jednocześnie nieco rozbawiony. Klasnął raz w ręce, po czym ułożył je na swoich kolanach. - Obiecuję ci, że będziesz to miło wspominał.
Szatyn uśmiechnął się zadziornie przy tych słowach i Lee pierwszy raz poczuł delikatny dreszcz ekscytacji. Zawstydzony tą chwilą słabości spuścił wzrok na wzorzystą pościel. Jego palce odruchowo zaczęły bawić się podszewką kołdry, skubać ją nerwowo, ciągnąć. Nagle zapragnął uciec. A jednak... jednak coś uparcie kazało mu zostać... zaufać Maksowi tak, jak dotychczas to robił. Przecież byli przyjaciółmi, prawda? I na pewno nie miał złych intencji... na pewno nie chciał go ośmieszyć, na pewno nie chciał go upokorzyć. Mimo wszystko irracjonalny lęk całkowicie wyprowadzał go z równowagi. Prawda była taka, że w wieku piętnastu lat Lee nadal pozostawał indywidualistą, społecznym leniem, dla którego wykrzesanie z siebie chociaż odrobiny zaufania było zbyt dużym wysiłkiem. Nie był pewien, czy da radę zapanować nad tą mieszaniną strachu oraz rosnącego zaintrygowania.
Z myśli wyrwał go Max, który zupełnie nagle zbliżył się do niego. Poczuł ciepłą rękę przyjaciela na swoim policzku; kciuk niespiesznie zsunął się na linię szczęki, gładząc ją przy tym delikatnie. Lee nadal żywo interesował się pościelą, tak, jakby liczył na to, że ta zbita masa pierza odwzajemni tę fascynację. Próbował całkowicie się na niej skupić, zignorować szybkie bicie serca, falę gorąca oblewającą jego śniadą twarz. To nie było takie proste... Szczerze? Dawno nie zmierzył się z tak traumatycznym wysiłkiem. Wstrzymał oddech, gdy Max przysunął twarz do jego twarzy. Ciepło, ciepło, tak cholernie ciepło... I duszno... Szatyn po chwili ostrożnie ucałował policzek towarzysza, jego wargi znalazły się niepokojąco blisko kącika ust Lee. Max nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy poczuł, jak przyjaciel wzdryga się gwałtownie. Niech to szlag, ten chłopak był wyższy od niego o bite piętnaście centymetrów, przy tym cięższy o podobną ilość kilogramów, a jednak w tej posturze kryło się tyle niewinności... Nie przestając się uśmiechać odsunął się nieco od niego, uważnie rejestrując każdą, nawet najmniejszą reakcję jego ciała na swój dotyk. Wyczuwał, jak bardzo Lee się denerwuje, jak wielkie wrażenie robi na nim ta sytuacja, jak strasznie musi czuć się nią przytłoczony. Dlatego starał się być ostrożny. Czuły, delikatny. Każde kolejne posunięcie planował w swojej wyobraźni, odtwarzał kilkukrotnie. Chciał, by w jego wspomnieniach ta chwila pozostawała lekka, przyjemna, magiczna niczym krok w chmurach... a nie obróciła się w namiastkę koszmarnego snu. Oparł czoło o czoło towarzysza, nie odejmując ręki od jego policzka. Bawiło go to, że chłopak nadal wlepiał zacięte spojrzenie w pościel. Urocze... Jak tutaj się nie rozczulić?
-Może na mnie popatrzysz? - zadał to pytanie tak cicho, iż począł się bać, że rozpłynie się ono w powietrzu, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Lee jednak, kilku długich chwilach walki ze samym sobą, dosyć niechętnie podniósł wzrok. Ciemnozielone oczy, pełne lęku i napięcia, spotkały te drugie - orzechowe, naznaczone złotymi refleksami, tak ciepłe i życzliwe. Max, nie przerywając kontaktu wzrokowego, przekrzywił lekko głowę. Poczuł ciepły oddech przyjaciela na swojej twarzy, pozwolił na to, by skrzyżował się z jego własnym. Cholera, dlaczego sam zaczął się denerwować...?
Przełknął cicho ślinę, po czym ponownie zmniejszył dystans między ich twarzami. W końcu delikatnie naparł na jego usta swoimi nieco drżącymi wargami. Poczuł, jak Lee wzdryga się spazmatycznie, napina wszystkie mięśnie, wciąga powietrze przez nos tak, jakby chciał krzyknąć z zaskoczenia. Pozostawał jednak w bezruchu. Zero akceptacji. Zero zachęty. A przy tym... zero zaprzeczenia. Czuł ciepło bijące od jego ciała, tak przytulne, gościnne. Szatyn po krótkiej chwili przerwał ten pocałunek, by pozwolić towarzyszowi ochłonąć. Dał mu jednak na to zaledwie kilka sekund - ledwo zdążyły minąć, a już wpił się łagodnie w jego usta. Tym razem zamknął oczy w przeczuciu, że nie skończy się na jednej próbie... Wargi Lee początkowo pozostawały kusząco nieprzystępne wobec ciepłych ust kolegi. W końcu jednak, jakby od niechcenia, powoli oddały pocałunek. Trochę niezdarnie, trochę nieśmiało... ale jednak to zrobiły... Przez dłuższą chwilę trwali tak złączeni nie tylko wargami, ale też duszami, sercami, które biły w identycznym nerwowym tempie. Palce Lee zacisnęły się na przedramieniu Maksa i mimowolnie zwiększyły uścisk, gdy przyjaciel znowu się od niego odsunął. Przeraził się tego, z jak wielkim żalem oraz zawodem to przyjął.
-Zrobiłem coś... hm, nie tak? - miał ochotę zabić się za wydukanie tego pytania, które najwidoczniej rozbawiło Maksa.
-Nie, nie... Chodzi o kolczyk - chłopak małym palcem dotknął delikatnie jego dolnej wargi. Musnął opuszką chłodne metalowe kółeczko, wyznaczające jej środek. - Jest strasznie zimny...
-Mam wyjąć? To znaczy... jeśli chcesz...
-Nie musisz, jakoś sobie poradzę - Max posłał koledze pocieszny uśmiech. - Rozluźnij się trochę, dobrze? - z tymi słowami przesunął palec z jego wargi na podbródek. Nacisnął na niego leciutko, po czym pociągnął ostrożnie w dół; w ten sposób rozwarł oporne usta towarzysza. Zerknął jeszcze przelotnie w jego szeroko otwarte oczy, po czym delikatnie objął wargami kolczyk. Chłód metalu przyprawił go o spazmatyczny, aczkolwiek przyjemny dreszcz. Czując palce Lee na swoim ramieniu chwycił kółeczko w zęby. Począł powoli ogrzewać je oddechem. Po paru niespiesznych wydechach trącił kolczyk czubkiem języka, chcąc przekonać się, czy przyniosło to pożądany efekt; zahaczył przy tym lekko o wargę kolegi... Usatysfakcjonowany puścił kółeczko i westchnął ciężko, chcąc stłumić w sobie narastające podniecenie. W końcu pocałował go znowu, tym razem śmielej, wręcz łapczywie. Na kilka sekund zapomniał o tym, że przecież miał być delikatny, nie narzucać się, byleby Lee nie pomyślał, że w tych wszystkich zamiarach Max widział jedynie korzyść dla siebie. Mimo wszystko nie zamierzał się od niego odsunąć, przepraszać za tę chwilę słabości... Co jego najlepszy przyjaciel mógł poradzić na to, że krył w sobie tyle niewinności oraz uroku? Powstrzymując cichy jęk ostrożnie rozchylił jego wargi własnymi - rozgrzane i szybkie oddechy znowu się napotkały, porwały nawzajem do dzikiego namiętnego tańca... Dotknąwszy drugą ręką kolana przyjaciela wsunął czubek języka w jego nieruchome usta. Do diabła, lepiej by było, gdyby go odepchnął... Gdyby już po pierwszym pocałunku stwierdził, że mu się nie podoba... Zamarł w bezruchu, z językiem między jego wargami, szybkim oddechem i mętlikiem w głowie. Przez kilka sekund czekał na jakąś reakcję, sprzeciw... Nic. Jedynie po chwili poczuł, jak koniuszek języka przyjaciela trąca jego własny, tak nieśmiało, wręcz lękliwie. Ty idioto. Ty debilu. Ty dupku, dlaczego to robisz, dlaczego nie nazwiesz mnie pedałem, dlaczego musisz się w to tak angażować, co my kurwa najlepszego robimy, nie powinniśmy, a jednak... Max, niewiele myśląc, wsunął język głębiej w usta Lee, dotykając ostrożnie jego podniebienia. Nie mógł powstrzymać jakiegoś dziwnego pomruku, pełnego satysfakcji. Przesunął rękę z policzka towarzysza na rozgrzany kark, przyciągnął go gwałtownie do siebie; chłopak musiał oprzeć dłonie po bokach jego ud, by nie zwalić się na niego całym ciężarem swojego ciała. Dwa wilgotne języki poznawały się w pierwszym tańcu, zacierały kolejne granice, zostawiały ślady śliny na rozgrzanych wargach. Znalazły idealne tempo; niespieszne, aczkolwiek intensywne, ocierały się o ciebie leniwie, dotykały z zaciekawieniem. Trwało to kilka minut, ciężko było im się tym wszystkim nacieszyć. Który z nich przecież na co dzień myślał o tym, jak to jest przeżywać coś takiego z tym drugim...? Jakby to było zapomnieć o barierach, które uparcie między sobą stawiali?
Max oderwał się w końcu od Lee; zrobił to stanowczo, zbyt gwałtownie, niż mógłby się tego po sobie spodziewać. Oderwał dłonie od jego ciała, w obawie, że zdąży jeszcze za nim zatęsknić. Ledwo zdążył spojrzeć w zamglone oczy przyjaciela, a już uśmiechnął się szeroko.
-Ale się wczułeś - zauważył nieco ochryple.
Obserwowanie wracającego do rzeczywistości Lee było rozkoszą równie wielką, co całowanie go. Chłopak zamrugał kilka razy, po czym powoli odsunął się od Maksa. Uniósł instynktownie dłoń do ust i jej wierzchem otarł wilgotne od śliny wargi. Dopiero wtedy spłonął rumieńcem, który na jego śniadej twarzy przybierał bordową barwę.
-Wcale nie - wymamrotał do swojej ręki.- Wcale nie...
-Jak to nie? Mówiłem, że będzie fajnie?
-Nie było fajnie!
-Gdyby nie było fajnie, to byś się tak nie angażował! - szatyn w zaczepnym geście chwycił w palce jednego z dredów towarzysza. Pociągnął go lekko. - Chcesz jeszcze?
-Spierdalaj! - Lee zerwał się gwałtownie z łóżka. Max, nie mogąc się powstrzymać, wybuchnął głośnym śmiechem. Z błyskiem w oku obserwował, jak chłopak szamocze się po swoim pokoju, wykręcając sobie nerwowo palce. - Wcale się nie angażowałem!
-Ja wiem swoje, Lee, jaaaa wiem swoje... Wiesz, że szło ci naprawdę dobrze?
Lee zatrzymał się nagle, by obrzucić przyjaciela pozornie morderczym spojrzeniem. Max spostrzegł w nim jednak zaskoczenie oraz lękliwą nadzieję. Mrugnął zalotnie do chłopaka.
-Kto by pomyślał, Lee, kto by pomyślał...
-Wal się, Weinberg!
******************************************
-Czego się tak głupio szczerzysz?
-Ja? Ja się nie szczerzę.
-Jak to nie, od kilku minut cieszysz się jak jakiś niezrównoważony psychicznie.
-Coś mi się przypomniało.
-Co? Pochwal się, może pamiętam.
-Nieważne...
-Jak to nieważne? Gadaj!
-Pamiętasz... jak dwa lata temu... No wiesz?
-Dużo rzeczy robiliśmy dwa lata temu. Może jakieś szczegóły?
-N-noooo... Pomyśl...
-... O cholera. Wiem już, o co ci chodzi...
-Ja pierdolę, nie śmiej się ze mnieeee!
-Kto by pomyślał, Lee, kto by pomyślał!
-Spadaj!
-Tak za pierwszym razem dobrze ci szło...
-A chcesz w ryj?!
-Powiedzieć ci coś? Pewnie mnie znienawidzisz... A może ci ulży...
-Co? Byłem beznadziejny?
-Przecież ci mówiłem, że było dobrze!
-No to o co chodzi?
-Wiesz, że wtedy też pierwszy raz się całowałem?
-... Nie pierdol.
-Nie chcę powiększać rodziny.
-Kłamiesz! Przecież... przecież nie...
-Jestem z tobą absolutnie szczery. Huuuh, nie domyśliłeś się, czyli było lepiej, niż myślałem...
-Ale mówiłeś-
-Że będzie fajnie!
-A ja-
-Ty mi zaufałeś!
-Bo myślałem, że już to kiedyś robiłeś!
-Ano widzisz, ludzie zaskakują!
-Kurwaaaa, dlaczego?! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
-Bo byś mi nie zaufał. A wtedy... nie przekonałbyś się, że to jest takie fajne...
-Wal się.
-Kto by pomyślał, Lee, kto by pomyślał...
-WAL SIĘ, WEINBERG!
SZIET, CZEMU NIE MOŻNA DAWAĆ POLSKICH ZNAKÓW W TYTUŁACH. Moje oczy bolo.
Postanowiłam wrzucić coś na to dA, bo aż się kurz zbiera. Stwierdziłam, że to opko będzie w porządku.
Max i Lee to moje postaci. Są licealistami i najlepszymi przyjaciółmi, chociaż relacje między nimi są trochę specyficzne - Max jest sangwinikiem, otwartym biseksualistą, żywo interesującym się chłopcami, natomiast Lee... to typ chuligana, wulgarny, dziki i z homofobistycznymi tendencjami (ach ci Latynosi, nieprzewidywalni). W podstawówce Max miał małe problemy natury społecznej, krótko mówiąc - ludziom przeszkadzała jego religia. Pewnego dnia Lee mu pomógł i od tej pory nie może się go pozbyć. Nawet nie zauważył, kiedy przestało mu to przeszkadzać.
Pojawiające się w opku nazwisko Weinberg to nazwisko Maksa. Żydowskie, bo jest Żydem.
Stwierdziłam, że opowiadanie o pierwszym pocałunku nadaje się na... pierwsze dłuższe opko, które tutaj wrzucę! Jest tak symbolicznie. Jeżeli znajdziecie jakieś błędy... PISZCIE. Mam na nie alergię, ale zdarza mi się czegoś nie zauważyć!
Andżej. To znaczy: endżoj.
© 2013 - 2024 eunrii
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Daeyoon's avatar
Dziewicze to jest, no dziewicze, naprawdę. Jak to czytałam, to taaaaaaaaaak się zasłodziłam, bo Max też pierwszy całus... TWWWT Jaaa, byli w tej samej sytuacji, to kochane. Przemyślenia Maksia są rozkoszne - lubię to wyzywanie w myślach, te nerwy, to jest urocze... Dobra, wiem, w takich chwilach i miejscach trzeba się też skupiać na sprawach technicznych, ale ja nigdy nie widzę niczego złego. Świetny pomysł z dialogiem na koniec, słowa jak zwykle wyglądają, jakby wychodziły spod twych palców z taką łatwością... A to niekoniecznie prawda! 
Słodziaky. TWT
Jest ślicznie. :heart: